Zanim stałam się całkowitą weganką, od czasu do czasu lubiłam zjeść śledzia. Robiłam je w kilkunastu różnych wariacjach, oczywiście tradycyjne, albo z orzechami, grzybami, w ziołach, z suszonymi owocami. Pamiętałam, że jedne z nich były z dodatkiem curry. Nie pamiętam dokładnego przepisu, ani skąd go wtedy wzięłam, ale na pewno były w kremowym sosie właśnie z dodatkiem curry.
Boczniaków brakło, bakłażana wywiało, więc co by mogło mi teksturowo zastąpić śledzie?
Patrzę do lodówki, a tam na talerzyku uśmiecha się do mnie główka selera, którego piekłam dzień wcześniej przy okazji pieczenia buraków i batatów
Seler a’la śledź w musztardowym curry
1 mniejszy upieczony do miękkości seler
150g kwaśnej śmietany (np Planton) lub gęstego jogurtu roślinnego ( u mnie domowy sojowy)
1 łyżka musztardy ( u mnie z kawałkami gorczycy, ale nie całkiem francuska, może być też Dijon)
1 łyżka soku z cytryny
2 łyżeczki syropu klonowego
1 płaska łyżeczka curry w proszku
1/2 łyżeczki garam masala (można pominąć)
1 łyżka oleju lnianego
1 łyżka pokrojonego szczypiorku (można zastąpić również koperkiem)
sól , pieprz
Ostudzonego selera (najlepiej odstanego w lodówce przez noc) kroimy na odpowiadające nam kawałki.
Wszystkie składniki sosu mieszamy, doprawiamy solą i pieprzem. Kawałki selera dajemy do słoika lub miseczki, przekładając sosem by dokładnie je oblepiał. Marynujemy przez kilka godzin.
Ja podałam dodatkowo ze świeżym koperkiem i odrobiną czerwonego pieprzu.
Jak ktoś woli to można jeszcze wcześniej kawałki selera zamarynować w lekkiej solance, ale dla mnie sos był już wystraczająco wyrazisty.