Kalafior idealnie nadaje się na wszelkiego rodzaju puree, zupy krem czy pasty. Według mnie on po ugotowaniu, sam w sobie ma taki „maślany” posmak. Kiedyś robiłam z niego również budyń, a nawet lody (muszę to powtórzyć .
Proponuję wam klasyczną wersję puree, ale z dodatkiem balsamicznych śliwek, których słodko-kwaśny posmak idealnie podkręca delikatnego, a samego w sobie i w większej ilości być może troszkę mdłego kalafiora. Jeżeli chcecie jeszcze bardziej podkręcić ten maślany smak to polecam dodać czubatą łyżeczkę „Roślinnej do smarowania pieczywa” od NATURLI.
Balsamiczne śliwki na kalafiorowym puree
2-3 porcje
1 mniejszy kalafior (ok 400g)
1 nieduża cebula
1/2 łyżeczki mielonego kuminu
szczypta gałki muszkatołowej
2 łyżeczki płatków drożdżowych (opcjonalnie)
1 łyżeczka oliwy lub „masełka” np. od NATURLI
odrobina mleka roślinnego
sól
Śliwki:
200 g śliwek
2 łyżki octu balsamicznego
1 łyżeczka syropu klonowego
szczypta soli
szczypta cynamonu
odrobina pieprzu
kilka gałązek świeżego tymianku
skórka starta z 1/2 cytryny (opcjonalnie)
podprażone orzeszki ziemne do podania.
Cebulę kroję w kostkę, a kalafiora dzielę na różyczki lub po prostu na mniejsze kawałki. Oba warzywa posypuję większą szczyptą soli i duszę pod przykryciem na małym ogniu, na niewielkiej ilości mleka roślinnego lub wody aż będzie bardzo miękki. Co jakiś czas kontroluję i podlewam odrobina płynu by nic się nie przypaliło.
Dodaję kumin, szczyptę gałki, płatki drożdżowe i tłuszcz blenduję na gładziutko, gęstość reguluję odrobinką mleka roślinnego. W między czasie doprawiam solą.
Śliwki kroję na pół i usuwam pestki. Wrzucam je średnio rozgrzaną patelnie (można dodać ciut oleju, ja wrzuciłam na suchą) i podsmażam chwilkę ok 30 sek. Dodaję ocet, syrop, cynamon, sól. Podsmażam jeszcze minutkę potrząsając patelnia. Na koniec dorzucam świeży tymianek, szczyptę świeżo mielonego pieprzu i skórkę z cytryny.
Puree wykładam na talerz, na wierzch nakładam śliwki, a całość posypuję posiekanymi orzeszkami.